Został stworzony przez tamy na rzece Kolorado. Jest to jedno z najczęściej odwiedzanych miejsc w Parku Narodowym, ale wysychające jezioro stanowi wyzwanie dla urzędników i mieszkańców. 25 największych jezior w Stanach Zjednoczonych mierzonych powierzchnią, od Wielkich Jezior do Jeziora Mead. W kopalni Brzeszcze 640 metrów pod ziemią prowadzi protest 750 górników. W bytomskiej kopalni Bobrek-Centrum na powierzchnię nie wyjechało 500 osób, które przebywają 840 metrów pod ziemią. Pół tysiąca górników z gliwickiej kopalni Sośnica-Makoszowy prowadzi akcję 750 metrów pod ziemią. Zabij mnie śmiechem, gdy podczas jednej z edycji korzystał z wielkich plansz z tekstem, które pokazywał publiczności, zamiast je wygłaszać. Wszyscy oni 40 41 42 by Cenzor me skreślił tych słów! Świat. Kar. *) Jetí£H z moich oTziviaciöl ma ni linie «..e-ar W domowem Kijku ua- jywaaiy go zdirotaiak „Censorem". „P a r y ž a n i n“ W rowamzysiróie zawrrató. Za­ raz ftrzyącróe gość, który wczo-- rtó yz (ki? z C ’ . tF0Qd0Q. LEKCJA O WIELKICH POLAKACH – PRZEDSTAWIENIE SZKOLNE Scena przygotowana jest jak sala szkolna – ławki, tablica, plecaki. Na dekoracji wisi napis “Polska szkoła sobotnia – tydzień wielkich postaci”, a pod nim szkolna gazetka, na której wiszą podobizny sławnych Polaków: Marii Skłodowskiej-Curie, Mikołaja Kopernika, Fryderyka Chopina, Jana Pawła II, Marii Konopnickiej i innych. Na środek sceny przed uczniów wychodzi nauczyciel. NAUCZYCIEL: – Drodzy uczniowie, dziś obchodzimy bardzo ważne dla nas wszystkich święto, czy ktoś pamięta co to za dzień? Jedna z uczennic podnosi rękę i poproszona przez nauczyciele o odpowiedź wstaje i mówi. NAUCZYCIEL: – Bardzo proszę Zosiu, opowiedz nam wszystkim jaki dziś mamy dzień i dlaczego jest taki ważny. Zosia wstaje i z wielkim zaangażowaniem mówi: ZOSIA: – Proszę pana, dziś i jutro obchodzimy Polonijny Dzień Dwujęzyczności…. Kajtek, chłopiec siedzący po drugiej stronie sali śmieję się i jej przerywa. KAJTEK: – Co to niby znaczy? Ludzie mają dwa języki? No ja kiedyś widziałem taki program w telewizji, że ludzie tak sobie specjalnie robią, bo chcą fajnie wyglądać, ale nie wiedziałem, że oni mają swoje święto! Zosia naburmuszona, krzyżuje ręce na piersi, a nauczyciel uśmiecha się lekko i mówi. NAUCZYCIEL: – Kajtku, to naprawdę doskonałe skojarzenie! Czy ktoś wie na czym polega różnica pomiędzy tym, o czym mówiła Zosia, a tym co powiedział Kajtek? Nagle z tyłu sali dobiega głos Olka, który wstaje i lekko się jąkając tłumaczy klasie. Podczasjego wypowiedzi Kajtek robi dziwne miny i udaje, że ma dwa języki. OLEK: – No….bo….. chodzi o to, że Kajtek myślał dosłownie…. uuuuznał, że dwujęzyczność to posiadanie naprawdę dwóch języków, a tak naprawdę chodzi o coś zupełnie innego. Dwujęzyczność jest wtedy, kiedy mówimy dwoma językami. Tak jak my tutaj wszyscy – mówimy po Polsku, bo nasi rodzice są Polakami, ale mieszkamy w innym kraju i musimy znać też tutejszy język. Olek siada dość niepewnie w oczekiwaniu na reakcję nauczyciela i reszty klasy. Kajtek wygląda na odrobinę zmieszanego i już się nie śmieje, tylko patrzy na nauczyciela. Zosia już nie jest naburmuszona i razem z kilkoma jezykami zapisują spostrzeżenia Olka. Nauczyciel w uśmiechem na ustach zwraca się do Olka i klasy. NAUCZYCIEL: – Olku, świetna robota, sam lepiej bym tego nie ujął. Przy okazji możecie sobie zanotować doskonały przykład na to, kiedy mówimy o czymś “dosłownie”, a kiedy “w przenośni”. Nauczyciel notuje oba terminy na tablicy, by wszyscy mogli przepisać – robi rysunek dwóch języków przy “dosłownym” i dwie flagi przy “przenośnym” znaczeniu. NAUCZYCIEL – A teraz poprosimy Zosię o dokończenie swojej wypowiedzi i wyjaśnienie nam, dlaczego Polonijny Dzień Dwujęzyczności jest dla nas tak ważny. Zosia bardzo dumnie wstaje, bardzo wymownie patrzy na Kajtka sugerując, żeby więcej jej nie przeszkadzał. ZOSIA: – Polonijny Dzień Dwujęzyczności to święto, które obchodzimy od 2015 roku w każdy trzeci weekend października. Moja mam mówi, że to bardzo ważne dni, bo dzięki temu mogą zjednoczyć się Polacy, którzy tak samo jak my nie mieszkają w Polsce, ale są Polakami i mówią po polsku. Zosia siada na miejscu bardzo z siebie zadowolona. NAUCZYCIEL: – Doskonale Zosiu, Ty i Twoja mama macie rację. Polonijny Dzień Dwujęzyczności to dzień, w którym pamiętamy o Polakach na całym świecie. A teraz zastanówcie się, co łączy Polaków, którzy mieszkają w Polsce z Polakami, którzy mieszkają w Brazylii, USA, Wielkiej Brytanii i innych krajów. Po krótkiej chwili namysłu odzywa się Magda, która siedzi razem z Zosią. MAGDA: – Nie jestem pewna, ale moja babcia, która mieszka w Krakowie zawsze powtarza mojej mamie, że najważniejsze żebym mówiła po Polsku i mogła pojechać tam na studia. Trochę mnie to dziwi, bo przecież mam dopiero 9 lat, ale przynajmniej po takiej rozmowie mama zawsze rozwiązuje ze mną kilka krzyżówek po polsku. NAUCZYCIEL: – Doskonale Magdo, zatem Twoja babcia zwraca uwagę na niezwykle cenną wartość jaką jest wspólny język wszystkich Polaków. Fantastycznie, jakie jeszcz macie pomysły. Olek podnosi rękę i mówi. OLEK: – Polacy mają też wspólną historię, wszyscy jednak wywodzą sią z Polski, nawet jeśli tam nie mieszkają. Tak jak Magda ma babcię. NAUCZYCIEL: – Świetnie Olku, to bardzo słuszna uwaga! Od niechcenia odzywa się Kajtek, troszkę pod nosem, do siebie. KAJTEK: – No wszystko fajnie, ale historia to chyba trochę więcej niż babcia, nie? Przecież byli Ci wszyscy…. celebryci, jak Skłodowska-Curie i tacy tam. Kajtek coś bazgrze w zeszycie i nawet nie zwraca uwagi, że wszyscy na niego patrzą i go słuchają. Nagle podnosi wzrok, bardzo się dziwi i niepewnie zerka na nauczyciela. NAUCZYCIEL: – Kajtku, pamiętaj o naszych zasadach i podnieś rękę, kiedy chcesz coś powiedzieć. Kajtek zaczyna się jąkać. KAJTEK: – Ale ja…. ale jaaa przepraszam, ja nic….. Nauczyciel jednak mu przerywa, NAUCZYCIEL: – Ale świetnie się składa kajtku, ponieważ na dzisiejszej lekcji chciałbym Wam powiedzieć o tych właśnie, jak to ująłeś…. celebrytach. Gaśnie światło, klasa jakby zatrzymała się w czasie. A na scenę wchodzi Maria Skłodowska-Curie w swojej długiej spódnicy, charakterystycznym kokiem na głowie, w fartuchu białym i probówkami w ręce. Krząta się, pracuje. Zaraz za nią z drugiej strony sceny wchodzi Mikołaj Kopernik, który niesie w ręce globus – jest tak zapatrzony, że nie zauważa zupełnie Marii i wpada na nią. Ta pełna pretensji. MARIA S-C: – Drogi Panie, niech Pan uważa, mam tu bardzo radioaktywne pierwiastki, chce Pan, żeby doszło do katastrofy?! KOPERNIK: – Droga Pani, proszę sobie nie żartować. Jakąż to kobeta może wywołać katastrofę?! Poza tym nawet największa katastrofa czymże jest w obliczu wszechświata!? Pracuje właśnie nad dziełem, które zmieni bieg historii, ale jeszcze nie wiem, jaki nadać mu tytuł. Może Pani mi pomoże, chciałbym, żeby tytuł był subtelny. Myślę o czymś w rodzaju “Obroty ciała niebieskiego….” ale coś mi tu nie pasuje. Kopernik zamyśla się, a Maria wykrzykuje. MARIA: – Drogi Panie, ta nazwa jest już zajęta – już niejaki Kopernik napisał dzieło “O obrotach sfer niebieskich”. Doskonałe dzieło, polecam! KOPERNIK: – To doskonała nazwa! Niesamowite! Właśnie tego szukałem! Kopernik wybiega szczęśliwy i zostawia zdziwioną Marię. Ta zabiera się znów za swoją pracę, ale przerywa jej rozczochrany Jan Heweliusz, który rozgląda się zaniepokojony, jakby czegoś szukał. Nagle dostrzega Marię, która przygląda się jego zachowaniu i podbiega do niej. JAN HEWELIUSZ: – Droga Pani! Pomocy, widziała go Pani? Były tu!? Heweliusz całuje ją błagalnie po rękach. Maria wyrywa się i mówi. MARIA S-C: – Ależ drogi Panie! Spokojnie! O kogo chodzi? Kogo Pan szuka!? No był tu przed chwilą jakiś człowiek, ale nie przedstawił się. Tam poszedł. Maria wskazuje kierunek, w którym pobiegł Kopernik. JAN HEWELIUSZ: – Och droga Pani, z nieba mi Pani spadła! Z księżyca samego! To był on, to na pewno był on. Muszę pędzić, mam do niego tyle pytań. Mój idol! Pędzę! Jan chce ruszać w drogę, a Maria krzyczy tylko za nim. MARIA S-C: – Ale kim był ten człowiek!? JAN HEWELIUSZ: (odkrzykuje już zza sceny) – To był Mikołaj Kopernik, a ja jestem jego fanem – nazywam się Jan Heweliusz (końcówka już mocno ściszona). Maria nieco zdezorientowana, nie zdążyła się przedstawić, więc tylko po cichu mówi do siebie: MARIA S-C: – A ja jestem Maria Skłodowska-Curie. Świat zwariował – Kopernik i Heweliusz? To chyba jakiś żart. Maria próbuje znów zabrać się za swoją pracę, gdy nagle na scenę wbiega mężczyzna. JÓZEF ROTBLAT: – Pani Mario! To naprawdę Pani!? Och, nie wierzę, to naprawdę Pani! Wygląd Pani tak samo jak na zdjęciach! Mężczyzna biega wokół Marii jak szalony, jest podekscytowany i bardzo rozemocjonowany. MARIA S-C: – Drogi Panie, nie wiem kogo Pan szuka, ale chyba mnie Pan z kimś pomylił. Nazywam się Maria Skłodowska-Curie i naprawdę jestem bardzo zajęta, prowadzę ważne badania. JÓZEF ROTBLAT: – O tak to Pani! Właśnie ani szukam! Nazywam się Józef Rotblat i jestem pani wielkim fanem. Zaczynam swoją pracę jako radiobiolog i chciałbym poprosić Panią o kilka rad. Nie ukrywam, że też marzy mi się nagroda Nobla. ALe nie muszą być dwie, takjak u Pani – wystarczy mi jedna. Maria wygląda na bardzo zdziwiona, nie ma pojęcia o czym mówi Józef, ale sytuacja zaczyna ją nieco bawić. MARIA S-C: – Drogi Panie, nie mam pojęcia o czym Pan mówi, ale to bardzo miłe, że życzy mi Pan aż dwóch nagród Nobla. W tej chwili nie mam aspiracji nawet na jedną, ale to rzeczywiście bardzo przyjemna myśl. A teraz proszę mi powiedzieć, czy dziś w naszym instytucie jest jakiś Dzień Polonii? Nigdy nie spotkałam w pracy tylu osób mówiących po polsku. Gaśnie światło. Po ponownym włączeniu klasa znów się porusza. A nauczyciel jakby kontynuował opowieść. NAUCZYCIEL: – Myślę, że tak mogłoby wyglądać spotkanie naszych wielkich uczonyc mówiących po polsku. Mam nadzieję, że zapisaliście ich nazwiska, bo chciałbym, żeby na kolejną lekcję każdy z Was przygotował krótką notkę biograficzną na ich temat. Rozbrzmiewa dzwonek na przerwę. Uczniowie zrywają się z miejsc i wybiegają. NAUCZYCIEL: – Do zobaczenia jutro! KONIEC Wersja PDF TUTAJ Kiedy Dominika Wielowieyska na łamach „Gazety Wyborczej” opisała szczegóły spotkania prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z ambasadorem USA w Polsce Markiem Brzezinskim, rozpętała się burza w sieci. Internauci, w tym dziennikarze, sugerują, że informatorem dziennikarki „GW” mógł być sam ambasador. CZYTAJ TAKŻE: -Ambasador Mark Brzezinski uspokaja: „Mamy tu wysoką gotowość bojową, która naprawdę jest zabezpieczeniem na wszystkich kierunkach” -Brzezinski zacytował swojego ojca. „Powtarzał: za bardzo ufamy temu Putinowi, wciągamy go na Zachód bez odpowiedniego rozliczenia” „Kulisy tajnego spotkania” W swoim tekście Wielowieyska podkreśla niejednokrotnie, że spotkanie lidera partii rządzącej z dyplomatą było utrzymane w tajemnicy i nawet amerykańska ambasada w Warszawie oficjalnie nie udzieliła żadnych informacji poza tym, że doradca ds. PR ambasadora Brzezińskiego „nie zaprzeczył, że do spotkania doszło”. Fakt, że miało miejsce już po rosyjskiej agresji na Ukrainę i że było ono utrzymywane w ścisłej tajemnicy, każe przypuszczać, że jego charakter był poufny. To jednak nie przeszkodziło „Gazecie Wyborczej” chwalić się, że „ujawnia kulisy” tego wydarzenia. Wielowieyska jak zawsze nie stroni od rozważań nad relacjami między Nowogrodzką a Pałacem Prezydenckim i stwarzaniem wrażenia, że między prezesem Jarosławem Kaczyńskim a prezydentem Andrzejem Dudą nie układa się najlepiej. Jednym z informatorów jest tajemniczy polityk opozycji, który miał doradzać Brzezińskiemu, w jaki sposób obłaskawić ten straszny PiS, czyniąc „pewne gesty przyjaźni, które nie oznaczają zdrady przekonań, ale mogą pomóc w relacjach” z ugrupowaniem rządzącym. Ambasador USA w Polsce, właśnie podążając za radą niewymienionego z nazwiska informatora dziennika z Czerskiej, w obecności mediów złożyć kwiaty na grobie śp. pary prezydenckiej Lecha i Marii Kaczyńskich na Wawelu, ponieważ prezes PiS „jest czuły na takie gesty”. Z drugiej strony Kaczyński, którego Duda irytuje, nie był zadowolony, że prezydent się tak zbudował politycznie na wojnie i stał głównym łącznikiem między obozem rządzącym a administracją Bidena — wskazuje Dominika Wielowieyska, dodając, że tajne spotkanie odbyło się w tych właśnie okolicznościach. Relacje Warszawa-Bruksela i podatek korporacyjny Okazuje się jednak, że okoliczności było znacznie więcej, gdyż od wizyty Brzezińskiego na Wawelu do rosyjskiej agresji na Ukrainę upłynął prawie miesiąc. Brzezinskiemu zależało na załagodzeniu relacji między Warszawą i Brukselą przede wszystkim z powodu wspomnianego globalnego podatku od korporacji. Polska blokowała porozumienie, nie zważając na błagania francuskiej prezydencji. Rząd PiS chciał w ten sposób wymóc na Brukseli ustępstwa w sprawie praworządności i pieniędzy z Funduszu Odbudowy. Ale i Waszyngton bardzo chce, aby ten projekt wszedł w życie — pisze dziennikarka „GW”, wyjaśniając, że celem tak ważnego dla Brukseli i Waszyngtonu projektu jest „opodatkowanie wielkich korporacji, które tak kombinują, by praktycznie nie dokładać się do budżetów państw, na których terenie działają”, a rozwiązania, które miałby umożliwiać projekt są dwa: opodatkowanie wielkich korporacji tam, gdzie osiągają przychody oraz wprowadzenie minimalnego efektywnego podatku CIT na poziomie 15 proc. Brzezinski przedstawił to oczekiwanie Kaczyńskiemu, ale prezes PiS planował wynegocjować coś w zamian: chciał, aby Amerykanie naciskali na Unię w sprawie akceptacji KPO, a poza tym żądał, aby Stany Zjednoczone zdecydowały się na stałe bazy wojskowe na terenie Polski — podkreśla Wielowieyska. „Strona polska jest rozczarowana” Dziennikarka zwraca uwagę, że spotkanie było utrzymane w tajemnicy i wiedziało o nim „bardzo wąskie grono osób”, nie ujawniano jego szczegółów, a co więcej - było ono bardzo ważne dla administracji prezydenta USA Joe Bidena, natomiast ambasador USA w Polsce został za nie w Waszyngtonie doceniony jako „dyplomata, który w trudnych warunkach podjął owocne negocjacje” - pisze Wielowieyska, cytując anonimowego rozmówcę. O poufnym charakterze kilkugodzinnej rozmowy między Jarosławem Kaczyńskim a Markiem Brzezinskim świadczy fakt, że amerykańska ambasada w Polsce oficjalnie nie udzieliła dziennikarce „GW” informacji o samym wydarzeniu i tematach spotkania. Doradca Brzezinskiego, James Wolfe jedynie „nie zaprzeczył”, że miało ono miejsce. Jak zwraca uwagę autorka tekstu o kulisach tajnego spotkania, po rozmowach do Polski przyjechała szefowa KE Ursula von der Leyen, aby zaakceptować KPO. Polska przestała blokować globalny podatek od korporacji (co niewiele zresztą pomogło, bo teraz Węgry go blokują, licząc, że też coś ugrają z Brukselą). Pod koniec czerwca pojawiły się mediach przecieki o stałych bazach USA w Polsce. „Dziennik Gazeta Prawna” napisał, że „największym pośrednikiem w przekazywaniu broni Ukrainie ma być Polska, na której terenie znajdą się stałe bazy”. Taką informację podał również serwis który powołał się na dwa źródła, z czego przynajmniej jedno jest członkiem polskiego rządu. Decyzja miała zostać oficjalnie ogłoszona po 30 czerwca — wskazuje Wielowieyska. Kolejnym ważnym wydarzeniem była ogłoszona przez amerykańskiego przywódcę decyzja o utworzeniu w Polsce stałej kwatery głównej V Korpusu Armii USA i wreszcie madrycki szczyt NATO i deklaracja Amerykanów, że „w zależności od zagrożenia US Army będzie dalej zwiększać obecność w Europie”. Czy to zadowala PiS? Po szczycie w Madrycie z Pałacu Prezydenckiego płynęły sygnały, że jednak strona polska jest rozczarowana — czytamy dalej. Rozczarowani mieli być również „polscy wojskowi, z którymi rozmawiał np. Onet”. Duda jest tym wszystkim rozczarowany. Zapewne szczerze, ale rozpuszczając tę wiadomość, ludzie prezydenta być może chcieli dać też do zrozumienia, że Kaczyński nie okazał się tak skuteczny w negocjacjach, jak początkowo się wydawało — podkreśla autorka tekstu. Amerykanie będą teraz rozmawiać z Węgrami? Wielowieyska wskazuje, że obecnie „układanka zaczyna się sypać”. Po akceptacji KPO w Unii odezwały się protesty, że Polska w gruncie rzeczy nie przywróciła praworządności i na von der Leyen spadła ostra krytyka. Pieniądze z Funduszu Odbudowy wciąż są niepewne. Szczyt NATO, który nie spełnił oczekiwań Warszawy, nieoczekiwanie połączył prezydenta i prezesa, bo również Kaczyński traci cierpliwość. Zapytany o nowe „kamienie milowe” wyznaczone przez UE, potwierdził, że słyszy, że „coś się znowu nie podoba” — pisze. W dalszej części cytuje słynną już wypowiedź prezesa PiS ze skierowanymi do Brukseli słowami „koniec tego dobrego” i ” z punktu widzenia traktatów nie mamy żadnych obowiązków, żeby słuchać Unii w sprawie wymiaru sprawiedliwości”. Tyle że Unii Kaczyński takie rzeczy może opowiadać, ale w stosunkach z USA nie będzie już taki przebojowy — niezwykle „odkrywczo” stwierdza Dominika Wielowieyska, dodając, że Amerykanie najprawdopodobniej „zajmą się teraz Węgrami” i ich postawą wobec korporacyjnego podatku. Na razie trwają w uporze, ale już wkrótce ustąpią w tajemniczych okolicznościach. — wskazuje. Wielowieyska „zakapowała” swoje źródło? Artykuł w „GW” o kulisach poufnego spotkania wywołał falę komentarzy w sieci. Część użytkowników Twittera sugeruje, że informatorem był ambasador Brzezinski i dziennikarka sama to ujawniła. Dzień dobry, Ekscelencjo @USAmbPoland . Jak się spało? A teraz pytanie. W jakiej szkole dyplomacji nauczyli Pana, że natychmiast po poufnym spotkaniu z liderem ugrupowania rządzącego w kraju przyjmującym ambasador zdradza jego przebieg mediom opozycyjnym? Pozdrawiam serdecznie. Czy Wam się też wydaje, że ⁦ @DWielowieyska ⁩ w tym tekście zakapowała swoje źródło? @gazeta_wyborcza ⁩ ma w denuncjowaniu informatorów pewną tradycję. Jednak ujawnienie ⁦ @USAmbPoland ⁩ jako człowieka, który lata z gębą do gazety to nowa jakość „Na spotkaniu, trzymanym w ścisłej tajemnicy” Zadanie z logiki, trudne: Wyciekły informacje z tajnego spotkania panów A i B. Informatorem nie byl pan A. 1. Kto przekazał informacje? 2 (advanced). Czy pan B jest godny zaufania? 3 (master). Co sądzić o instytucji pana B? Jeżeli informatorem był rzeczywiście ambasador (a przemawiać za tym może fakt, że Dominika Wielowieyska lubująca się we „wróżeniu z fusów” z taką pewnością pisze o rozmowach USA z Węgrami i o tym, co zrobi Budapeszt), nie najlepiej świadczyłoby to o jego działaniach. Z drugiej strony Georgette Mosbacher także przejrzała na oczy dopiero po opuszczeniu placówki. aja/Twitter,